Zimowy Janosik – co pływało w zupie na punktach?! Relacje świadków
- 24 stycznia 2019
- 0 komentarzy
- Redakcja
- Opublikowany w CAŁKIEM SERIO
- 0
Będzie krótko, bo długich recenzji nikt nie czyta. O tym, co było dla nas Złem i o tym, co Dobrem na Zimowym Janosiku 2019r. Bo jak wiadomo, każdy bieg ma swoje plusy i minusy. Chodzi jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam minusów.
I jasne, że się czepiamy, wiec proszę nie pisać, że się czepiamy!
Zło
Złem była komunikacja z uczestnikami, bo:
Głównym kanałem przepływu informacji nie powinien być Facebook. A ponieważ był, to połowa uczestników w dniu startu w sumie już nie wiedziała, na ile kilometrów będzie ten ich maraton. Co gorsza, komunikacja nie była spójna, a wręcz była edytowalna, co oznaczało, że ten kto przeczytał komentarz rano, miał inne informacje niż ten, kto go przeczytał wieczorem.
Źródło: fanpage Ultrajanosik
Kwestia skarpety
Dopiero z filmiku wrzuconego na Facebooka kilka dni przed startem biegnący Spacer Murgrabiego dowiedzieli się też, że na Ścieżce w Koronach Drzew nie można mieć wkrętów przeciwpoślizgowych w butach. Kto ma – wyskakuje z butów na kilkanaście minut i leci w skarpetach. Brzmi hehesznie.
Wieża na Ścieżce w Koronach Drzew. Foto: Michał Zdunek
To kto chętny na przebieżkę tą kładką, bez butów przy minus dziesięciu? Ktoś, coś?
Bezwzględny zakaz wbiegania w kolcach! Zawodnicy którzy biegną w kolcach – zobowiązani są do zatrzymania się przed wejściem sprawdzenie numeru zawodnika, który biegł za Wami i poczekanie na jego powrót – kontynuujecie dalej bieg!
Koniec końców powstał jeszcze zabawniejszy plan, żeby biegacze z kolcami na kładkę nie wbiegali, tylko… zapamiętywali numer biegacza za sobą, stawali przed kładką i czekali, aż ów biegacz obiegnie kładkę, a dopiero potem włączali się ponownie do biegu. Gorzej, jeżeli biegaczowi za nami zachciało się popełnić sto selfiaczy na górze… A było czym się zachwycać.
Widok z wieży na Ścieżce w Koronach Drzew. Foto: Michał Zdunek
Pożycz folię!
Mimo zapisu w regulaminie, wielu uczestników krótszych dystansów nie wiedziało, że do odbioru pakietu dzień przed biegiem trzeba okazać wyposażenie obowiązkowe. Jednak jedyną rzeczą sprawdzaną w biurze zawodów okazała się, uwaga, werble tusz…: folia termiczna NRC. Dlaczego akurat folia, a nie na przykład czapka i buffka lub naładowany telefon z wbitymi numerami awaryjnymi, które także były na liście wyposażenia obowiązkowego? Nie wie nikt 🙂
Co zatem uczestnicy robili? Osoba okazująca folię i dowód do odbioru pakietu przekazywała po okazaniu folię osobie stojącej za nią w kolejce lub innej ustalonej osobie. Czas płynął powoli, powstawały towarzyskie komitety zawiązane wokół jednego egzemplarza folii, grupowe masterplany, kto, komu, kiedy i jak przekazuje.
Z kolei ci z drugiej strony biurka robili co mogli, żeby tego nie widzieć, ale pewnie widzieli i było im już po prostu wszystko jedno. Bo w sumie to i tak bez sensu pokazywać cokolwiek na dzień przed startem…
I uważamy to za złe, bo wszelkie przejawy tworzenia fikcji bezpieczeństwa są same w sobie groźne. Albo się sprzęt sprawdza na serio i wtedy ludzie także potraktują to na serio, albo odpuszcza, bo wychodzi śmieszno i straszno, a ludzie nie traktują tego serio.
Biuro kolejek
Złem była organizacja biura zawodów, bo w najlepszym momencie można było stać kilkadziesiąt minut w kolejce na zewnątrz budynku, a upał miał wartość mocno ujemną w piątek po zmroku. Może jednak warto pomyśleć o większym biurze.
Kolejka do kolejki. Foto: Wu
Wydawanie pakietów szło bardzo powoli, bo raz, że nie było miejsca na więcej niż jedno stanowisko na każdy dystans, a dwa, bo do każdego stanowiska były przypisane po dwie osoby, podczas gdy cały proces na spokojnie mogła ogarniać jedna. Czyli stanowisk mogło być dwa razy więcej.
Organizacja biegów
Zło dotknęło także organizację samych biegów:
Opóźnienie startu biegów, które rozpoczynały się wcześniej (Spacer Murgrabiego), powinno także pociągnąć za sobą opóźnienie startu biegów późniejszych, lecących częściowo tą samą trasą.
A że tak się nie stało, to relaks, luz i bauns turystów z dystansu 20+ zakłócało nerwowe pochrząkiwanie za plecami czołówki z dłuższych dystansów, która akurat wpadła w niespieszny środek dwudziestkowiczów, kiedy trasy się połączyły.
Oczywiście relaks tych ze Spaceru Murgrabiego też szlag trafił, bo musieli drobić jak gejsze w tłumie turystów z dwudziestki i pochrząkiwać im znacząco za uchem.
Pomiar czasu miał charakter mocno transcendentny. Coś nie pykło przy przepisywaniu ludzi pomiędzy dystansami i doszło do prawie_przezabawnej sytuacji, którą opisał Marcin:
Ale prawdziwa komedia to była w wynikach na mecie. Ludzie wystąpili w nich na dystansie pierwotnym, a nie tym, na który się przepisali i który faktycznie pobiegli. Wystąpili tam z czasem liczonym od startu dystansu pierwotnego do chwili faktycznego dotarcia do mety, co wprowadziło niemałe zamieszanie. Po co jednak organizator miałby weryfikować na szybko wyniki. BANG, dekoracja. Na podium wywołano dziewczynę, która na papierze była druga w dystansie 45+, ale faktycznie pobiegła 20+ i była w trzeciej dziesiątce. Nastąpiło więc przesunięcie i niektórzy faktyczni laureaci pojechali do domu z niczym.
Jak nam doniesiono, podobno jednak w końcu po kilku dniach wyniki udało się ostatecznie ustalić, odwrócić i zmienić na prawdopodobnie poprawne, o czym organizatorzy nie omieszkali Internetu nie poinformować, co w świetle intensywnej, kompulsywnej wręcz komunikacji fejsbukowej przed biegiem wygląda tak sobie.
Trasa momentami oznaczona była z dużą frywolnością i to w taki sposób, że co najmniej dwa kierunki biegu wydawały się poprawne, co niektórych doprowadziło do bonusowych kilometrów i do szewskiej pasji. Shit happens.
Podawaną na oznaczeniach liczbą kilometrów do mety też się specjalnie nie kierowaliśmy, zwłaszcza że niektóre kilometry miały po dwa kilometry, a niektóre po pięćset metrów. Ale to detale, globalnie dystans siedział zgodnie z opisem, kto by się przejmował tym, co po drodze.
Dobro
Dobrem były zdecydowanie trasy, mimo wszystko. Fajnie wytyczone, czasami trochę odśnieżone, pomyślane tak, aby na każdym dystansie była jakaś atrakcja inna niż możliwość zgubienia się. Nie wiem, jak długo i skąd zwozili śnieg, ale świetnie go rozłożyli, przedmuchali powietrze tak, że w dniu startu, jak już ktoś podniósł głowę i przestał się na chwilę gapić w koleinę przed sobą, mógł dostąpić takich widoków:
Okoliczności przyrody na trasie. Foto: Wu
Dobrem było dobro na punktach. Nie potrafimy ocenić obsługi na punktach, bo jedyna Pani, z jaką mieliśmy do czynienia, to Pani, która naciskała przycisk do lania herbaty w termosie z herbatą, ale naciskała go profesjonalnie, sprawnie i szybko. Więc chyba ok. Pozostałym dobrem można było się obsłużyć samemu i było go pod dostatkiem. Zupka gorąca też spoko, nie przeszła przez barierę, jaką postawił jej spożyty o poranku Stoperan w liczbie dwóch sztuk.
Dobrem była wkurw_chata, czyli dom w którym spędziliśmy w kilkanaście osób trzy świetne dni.
Dobrem byli ludzie. Lokalsi przypatrujący się z zaciekawieniem przebiegającym ludziom. Dzieci dopingujące po cichu albo gapiące się z ukrycia. Wolontariusze serdeczni dosyć, jak to wolontariusze. Chociaż dziwnie niewielu ich spotkaliśmy.
Widoczki z trasy. Foto: Wu
Dobrem było jedzonko vege, zwane przez Pana, co ptaszki stawiał “bezmiesem”. Więc Bezmięs był pyszny i cieplutki. Danie mięsne natomiast było. I na tym poprzestańmy.
I finisz we wnętrzu zapory, w hali maszyn Dobrem był.
Uścisk dłoni Szefa na mecie też.
I Łącki bimber, co się nie skończył!
I ziarenko wkurwu, bo jest o czym gadać!
I chętnie zobaczymy te trasy latem, ostrzegamy!
A co miała w sobie zupa na punktach?
Miłość. Miłość miała!
________________________________________________
Jesteśmy Biegoholizm.pl i jeżeli traktujesz nas śmiertelnie poważnie, musisz chyba być niepoważny.
Piszemy o tym, co widzimy i jest to nasz subiektywny ogląd rzeczywistości. Oczywiście ścieramy w nich obydwa nurty:
Tradycyjny – mówiący, że biegacze to twardziele: jak trzeba, to przeżyją w lesie w nocy, w górach, w zimie o korzonkach wygrzebanych spod lodu, ogrzewając się przy opalanej hubce, a nawigować do mety będą po księżycu, mchu na drzewach, czyli im gorzej, tym lepiej.
Komercyjny –traktujący biegi jako produkty o określonej świeżości i cenie, za którą kupujemy jakość. I albo mamy poczucie, że przepłacamy, albo mamy poczucie dobrze wydanej kasy.
I proszę ich ze sobą nie mieszać.
Gdybyśmy dostali pakiety za darmo, zapewne recenzja byłaby inna 😀
O autorze
Cieciostwo, Rada Rejsu, Kulturalno-Oświatowi, Karo, Wu, cała ekipa taktyczno-techniczna i sekcja gimnastyczna.
Udostępnij
Udostępnij
O autorze
Cieciostwo, Rada Rejsu, Kulturalno-Oświatowi, Karo, Wu, cała ekipa taktyczno-techniczna i sekcja gimnastyczna.
Odpowiedz Anuluj pisanie odpowiedzi
Musisz byćzalogowany aby komentować.