Ośmioletni chłopiec chory na białaczkę przebiegł maraton z czasem 3:32!
- 8 lutego 2019
- 0 komentarzy
- Wu
- Opublikowany w CAŁKIEM SERIO
- 3
Bieg rozpoczęli razem. Ośmioletni Nate i jego ojciec zaczęli szybko. Za szybko. O wiele szybciej, niż zakładali. I szybko okazało się, że dla ojca to tempo może być nie do wytrzymania.
Ale Nate wyglądał dobrze, czuł się mocny i nie zamierzał zwalniać.
Konsternacja rodziców rosła.
Ojciec, doświadczony biegacz ultra, próbował dogonić syna i nawet mu się to udawało, ale tylko wtedy, kiedy mama, która tego dnia wspierała ich na trasie, zatrzymywała małego na kolejnych punktach nawodnienia i razem czekali na tatę.
W końcu po kilkunastu kilometrach podjęli decyzję – „Leć i na nic się nie oglądaj!” I młody poleciał.
„Chwilę później, na jednym z kolejnych punktów zapytałem – Hej, przebiegał taki mały chłopak? – Tak – odpowiadali – Jakieś dziesięć minut temu!”
Mama, która czekała na kolejnych punktach, zwalniała syna, zatrzymywała go na chwilę odpoczynku, jednak miała wrażenie, że ten nie chce odpoczywać długo i biegnie coraz szybciej.
Z jednej strony drżała o syna, z drugiej – pomna doświadczeń ostatnich lat – nie chciała go spowalniać. Tak obiecali sobie z ojcem trzy i pół roku wcześniej, kiedy nieświadomy jeszcze powagi sytuacji Nate rozpoczął walkę ze śmiertelną chorobą.
Wyrok – białaczka
Białaczka – tak brzmiała diagnoza – wyrok, ogłoszona kilka lat wcześniej, po serii badań i testów, przeprowadzonych w klinikach onkologicznych, kiedy rodzice przywieźli czteroletniego syna do szpitala prosto z wakacji u babci.
Ale jak wytłumaczyć to dziecku, które siedzi obok, w poczekalni szpitala i jedyne, o czym aktualnie marzy, to pomalowanie kół ciężarówki zabawki, która leży obok? Wszystko co działo się z małym, było jeszcze poza zasięgiem jego pojmowania.
Rodzice Nate’a wiedzieli, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Jednak postawili sobie cel – ma być na tyle tak samo, na ile to możliwe.
Pierwsze miesiące były trudne. Każda sesja chemoterapii osłabiała dziecko coraz bardziej, doprowadzając go do takiego stanu, że nie mógł samodzielnie wejść po schodach. Co gorsza, z kompletnie zdemolowanym systemem odporności Nate był w zasadzie uwięziony w domu.
Ale po prawie roku wyniki zaczęły się poprawiać. Nowotwór odpuszczał. Nate nadal potrzebował intensywnej opieki, ale powoli zaczynał odzyskiwać siły.
Rodzice Nate’a, biegacze, miłośnicy aktywnego trybu życia, postawili sobie kolejny cel: wyciągnąć syna jak najszybciej z domu. Obiecali sobie, że będą wspierać syna we wszystkim, czego będzie chciał spróbować i nie będą go hamować w niczym.
Pasje
Bieganie nie było pierwszą rzeczą, która zachwyciła małego chłopca. Pierwsza była deskorolka. Wpadł w ten sport po uszy. Trenował bez opamiętania, nawet po zmroku, kiedy zamykano wszystkie skateparki. Okazało się, że kilkuletni Nate ma w sobie ogromne pokłady samozaparcia, determinacji i chęci poznawania oraz uczenia się nowych rzeczy.
Nate Viands na deskorolce. Źródło: Instagram
Kolejną pasją był rower. Rower dostał od rodziców po to, aby mógł towarzyszyć ojcu podczas jego biegowych treningów. Ojciec biegał, mały jeździł obok na rowerze, aż pewnego dnia, kiedy zaparkowali samochód niedaleko ścieżki biegowej, którą mieli tego dnia przebyć, otworzyli bagażnik a tam… nie było roweru Nate’a.
Okazało się, że rodzice zapomnieli go zapakować.
Byli kilka kilometrów od domu, więc bez przeszkód mogli po niego wrócić, jednak mały miał inny pomysł. Postanowił pobiec z tatą.
Bieganie
Nate nigdy wcześniej nie biegał. To znaczy biegał, jak to dziecko, ale nigdy nie biegał dla samego biegania. No i się zaczęło…
Na pierwszym treningu Nate przebiegł kilka kilometrów po pagórkowatej ścieżce. Od tego czasu roweru było coraz mniej, za to bieganie… Bieganie pochłaniało chłopca coraz bardziej i bardziej. Kolejna pasja młodego człowieka.
Z każdym treningiem biegowym Nate stawał się silniejszy. Pokonywał coraz dłuższe dystanse. Dystans półmaratoński przebiegł po raz pierwszy mając pięć lat! W wieku sześciu lat pokonywał go w około dwie godziny.
Nate Viands. Foto: Hannah Yoon
Równolegle powoli kończyła się szczęśliwie jego onkologiczna terapia. Dzięki temu chłopiec stawał się coraz silniejszy i mógł pokonywać coraz większe odległości. A kiedy wybrali się z ojcem na ponad czterdziestokilometrową wycieczkę po górach Catockin w stanie Maryland i ukończyli ją z sukcesem, w małej głowie zaświtał nowy pomysł. Maraton. Była jesień 2017 roku.
O dziwo, nie było problemu z zapisami. Rodzice Nate’a martwili się, że ktoś zacznie zadawać trudne pytania – dlaczego mały chłopiec jest na liście startowej maratonu, jednak nikt o nic nie zapytał.
Pierwsze zawody
W międzyczasie rodzice postanowili zapisać syna do lokalnego klubu biegowego, tak aby mógł biegać i ścigać się z rówieśnikami. Sęk w tym, że zapisali go w chwili, kiedy sezon był już w zasadzie zakończony. Zostały tylko jedne regionalne zawody. Wyścig na dwa kilometry. Nate wystartował. I wygrał. W połowie dystansu miał ponad dwadzieścia sekund przewagi nad rywalami. Dzięki wygranej awansował do zawodów na poziomie krajowym, które odbyły się trzy tygodnie później.
Nate po swoim pierwszym zwycięstwie. Źródło: Instagram
Ponad dwieście dzieciaków, z ponad trzydziestu stanów, dwa kilometry traila i On, zupełnie nowy w sporcie. Było trudniej. Mimo to także tutaj Nate zostawił wszystkich za sobą, prześcignął konkurencję i jako pierwszy, samotnie przekroczył linię mety.
Pierwszy maraton
Tydzień później wystartował w maratonie, do którego się przygotowywał. Czas 3:32 dał mu pięćdziesiątą piątą pozycję w klasyfikacji generalnej na dwieście osiemdziesiąt osób, które ukończyły bieg.
Numer startowy i medal z NCR Marathon. Foto: Hannah Yoon
Następnego ranka ten niezwykły chłopak przeżywał to, co my wszyscy przeżywamy dzień po maratonie. Jednak, ku zaskoczeniu rodziców, do popołudnia doszedł do siebie i tryskał energią.
W chwili obecnej Nate, ku uciesze swojej, rodziców i najbliższych kontynuuje treningi, ale co ważniejsze – notuje wielkie postępy w walce z nowotworem. Sprawa nie jest jeszcze zakończona, jednak wyniki są bardzo obiecujące. Ostatnią chemioterapię przyjął ponad rok temu. Istnieje duża szansa, że zostanie w pełni wyleczony do połowy 2019 roku – pięć lat po diagnozie.
Nate podczas treningu trailowego. Źródło: Instagram
Jak na ośmiolatka, Nate ma niesamowity dar chłodnego osądu spraw. I wręcz pierwotny, naturalny ciąg do osiągania wyznaczonych sobie celów. Bez względu na to, czy będzie to pokonanie nowotworu, czy ściany na maratonie. Zawsze prze do przodu. Aktualnie przygotowuje się do swojej pierwszej pięćdziesiątki… Drżyjcie Panowie ultrasi. Nadciąga młodość.
Rodzina Viands. Foto: Hannah Yoon
I choć różnie można osądzać fakt, że tak młody organizm jest wystawiany na takie próby, to zanim jakikolwiek osąd wydamy, spróbujmy choć na chwilę postawić się w sytuacji Nate’a i jego rodziców. I popatrzeć na świat z ich perspektywy i przez pryzmat ich doświadczeń. Bo to bardzo wiele zmienia.
Źródła:
Może Cie także zainteresuje:
O autorze
Na bieganiu się nie znam, więc głównie o nim piszę.
Udostępnij
Udostępnij
O autorze
Na bieganiu się nie znam, więc głównie o nim piszę.
Odpowiedz Anuluj pisanie odpowiedzi
Musisz byćzalogowany aby komentować.