Dyskryminacja biegaczek?!
- 1 lutego 2019
- 0 komentarzy
- Redakcja
- Opublikowany w CAŁKIEM SERIO
- 0
Tydzień bez aferki w światku biegowym, to tydzień stracony…
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nam się należy. Że jakiekolwiek ograniczenie dostępu do imprez biegowych bije od razu w naszą godność, nasz zajebizm, podważa nasze kompetencje i godzi w styl życia.
No i zakładamy od razu złą wolę. Bo przecież dlaczego oni to zrobili? Pewno nienawidzą kobiet! Albo nienawidzą Kenijczyków, albo Polaków, albo tych z Radomia! Przecież muszą kogoś nienawidzić! Innymi słowy, jeżeli ktoś już jakiekolwiek ograniczenia nakłada, na pewno robi to złośliwie.
Kilka dni temu Baran Trail Race opublikował informacje na temat nowego dystansu i dodał warunek dotyczący rywalizacji kobiet.
Słowa, które zelektryzowały kilka głów, brzmiały:
Start biegu kobiet przewidziany jest 2 godziny przed startem ogólnym, podyktowane jest to chęcią wprowadzenia większej rywalizacji pomiędzy naszymi uczestniczkami <3 ( nie popieramy zającowania za wszelką cenę przez osoby bliskie lub znajomych ). Ta opcja zostanie uruchomiona TYLKO w przypadku zapisania się min. 8 kobiet, które chcą ze sobą współzawodniczyć. Jeżeli do dnia startu nie naliczymy takiej liczby kobiet – wtedy wszyscy startują o 13
Od razu pojawiło się trochę krytycznych głosów, głównie dotyczących dyskryminacji kobiet oraz założenia, że kobiety oszukują. Krytykowano także fakt, że te zawodniczki, które wybiorą start wspólny, dostaną na dzień dobry dwie godziny kary czasowej.
No i na pierwszy rzut oka może to tak wyglądać.
Ale jeżeli pominąć, delikatnie rzecz ujmując, niefortunną formę podania tej informacji, to…
Czy każdy bieg jest dla każdego?
Utarło się u nas, że biegi są dla każdego. Ogłasza się bieg, są zapisy, jednych zapisują kluby, inni zapisują się sami, ale lecą wszyscy wspólnie. Mówi się, że są to biegi amatorskie. Czasami w ramach tych biegów organizuje się dodatkową kategorię i dla zabawy nazwie się ją Mistrzostwa Polski. Czasami tyle, częściej po „Mistrzostwa Polski” pada jakaś ekwilibrystyczna nazwa niszowej profesji, jak: kominiarzy, kotów w worku, łysych z przedziałkiem, listonoszy w mundurach, osób nietrzymających kierunku i tym podobne.
Ale nadal – wszyscy się tratują… wróć, wszyscy startują razem po euforycznych przemówieniach Przemka Babiarza, w rytm evergreenów motywacji: Eye of the Tiger czy wczesnych kompozycji AC/DC tudzież Queen.
Czasami elicie, czyli tym, co na serio przyjechali się ścigać, dadzą fory. Niech se warioty lecą 5 minut wcześniej, bo istnieje spore ryzyko, że jak start będzie wspólny, to turyści biegowi postanowią stanąć do selfiacza ze startu w pierwszym rzędzie i całość zestawu może się niebezpiecznie zakotłować, jak towarzystwo ruszy.
W górach podobnie. Całe biegowe towarzystwo zazwyczaj pływa we wspólnym sosie.
Aż tu nagle przychodzi jakiś ktoś, bieg sobie organizuje i… chce rozdzielić rywalizację mężczyzn od rywalizacji kobiet. Bo do tego w pierwszej kolejności zapis ten się sprowadza. Ma spowodować, żeby bieg był oparty o rywalizację. Nie turystykę. Rywalizację między paniami, o ile znajdą się chętne na taką rywalizację, i rywalizację między panami. Oddzielnie.
Klientela biegowa w kraju jest różna
Są napierdalacze. To tacy, co napierdalają. Napierdalacze co do zasady nie wychodzą pobiegać. Napierdalacze wychodzą na trening. Jedyną wartością dla napierdalaczy jest napierdalanie. Czasy, życiówki, rywalizacja, zawody, miejsca, wyniki. W nich znajdują swoje spełnienia, na myśl o nich szczytują po nocach w zaciszach alkowy.
Kwalifikowaną wersją napierdalaczy są tak zwani napierdalacze ideowi. Charakteryzują się tym, że napierdalają i każą napierdalać innym, nie uznając innej niż napierdalanie formy podejścia do biegania.
Są semi-pro. Półzawodowcy. Działają zazwyczaj kompulsywnie, w zależności od temperatury relacji w małżeństwie lub podobnych czynników. Bieganie traktują często jako ucieczkę od czegoś, na przykład problemów, albo pogoń za czymś. Za snem o potędze, marzeniami o sukcesie, dowartościowaniem.
Turysta biegowy dumający. Foto: Grześ Tki, koszulka: Rebel Runners Club
I ostatnia, ale chyba najliczniejsza i nasza ulubiona kategoria, z którą się utożsamiamy – turyści biegowi. Turyści biegowi, jak sama nazwa wskazuje, uprawiają turystykę biegową. Jeżdżą na biegi tłumnie, hucznie, i radośnie. Życiówki swoje kochają, więc ich nie biją. Niczym dzieci kwiaty lat 60. ćpają endorfiny, jak najlepsze LSD i nic nie może stanąć im na drodze do dobrej zabawy w trakcie biegu. Mistrzowie selfie. Pożeracze limitów. Sól amatorskiego biegowego światka.
I teraz trzeba się zastanowić, czy w ramach jednej imprezy da się pogodzić potrzeby wszystkich tych grup? Na ogół tak. Napierdalacze polecą sobie do przodu, a dla turystów jest cała masa atrakcji, polanki widokowe, fotografowie, co zdjęcie zrobią, jak ładnie fikniesz przed nimi, wypasione punkty odżywcze co kilkanaście kilometrów, a i bimberek na punkcie tu i ówdzie.
I idzie ploteczka po ultra-turystach, że bieg fajny, foty Dymus czy Deneka robi, więc jest szansa na ultra-lans na fejsie, że żarcie dobre, a limity w sam raz na truchto-spacer z przerwami na bal.
Ale są też tacy, którzy chcą się ścigać
W atmosferze ścigania. Którzy chcą się poczuć jak pro w otoczeniu pro. I płacąc, tego właśnie oczekiwaliby od organizatora biegu. Jest ich znacznie mniej. Ale są. I też mają swoje potrzeby. A ich nie bawi cała ta piknikowa otoczka dla biegaczy-turystów.
Oni przyjeżdżają się ścigać, a podczas takiego wyjazdu na bieg jedyne, czym się zajmują, to ściganie. Myślą o ściganiu, gadają o ściganiu, piją i jedzą ściganie, nawet srają ściganiem. Bo to jest ich pasja.
I tu dochodzę do sedna sprawy, bo obserwuję, że jeżeli któryś z organizatorów chce się specjalizować w dostarczaniu ścigania, od razu podnoszą się głosy niezadowolonych biegaczy-turystów, że się ich dyskryminuje.
Że limit zbyt wyśrubowany. Że pomoc niedozwolona. Że punktów za mało. Że sto innych powodów, dla których są dyskryminowani.
A ja sobie myślę, że może trzeba pozwolić wyspecjalizować się niektórym imprezom w dostarczaniu rywalizacji dla ludzi, którzy rywalizacją żyją? I dać im się zajechać po swojemu. Chętnie pokibicuję.
“W bieganiu po górach najbardziej lubię to, ze nie trzeba cały czas biec”. No nie wiem. Foto: archiwum własne.
A sama wybiorę inny dystans albo bieg przeznaczony dla turystów biegowych, takich jak ja.
A jeżeli rywalizację lubisz, to zapisy na zaczynają się dzisiaj, 1. lutego – TUTAJ 😉
Karo
______________________________________
To jest Biegoholizm.pl i musisz być chyba niepoważny, żeby brać nas całkiem na poważnie.
Może Ci się także spodobać:
O autorze
Cieciostwo, Rada Rejsu, Kulturalno-Oświatowi, Karo, Wu, cała ekipa taktyczno-techniczna i sekcja gimnastyczna.
Udostępnij
Udostępnij
O autorze
Cieciostwo, Rada Rejsu, Kulturalno-Oświatowi, Karo, Wu, cała ekipa taktyczno-techniczna i sekcja gimnastyczna.
Odpowiedz Anuluj pisanie odpowiedzi
Musisz byćzalogowany aby komentować.